Recenzja filmu

Skorumpowani (2008)
Jarosław Żamojda
Jan Englert
Beata Ścibakówna

Wielka reklama Radia Zet

To chyba jedyna rzecz, która łączy wszystkie elementy scenariusza. Chyba dwa razy w tym "dziele" słychać właśnie to radio, ponieważ, zbiegiem okoliczności, każdy go słucha. "Skorumpowani" Żamojdy
To chyba jedyna rzecz, która łączy wszystkie elementy scenariusza. Chyba dwa razy w tym "dziele" słychać właśnie to radio, ponieważ, zbiegiem okoliczności, każdy go słucha. "Skorumpowani" Żamojdy to jeden z gorszych polskich filmów. Skąd ta sroga ocena? Wydawałoby się, że dwóch aktorów spoza granic naszego kraju: Gruner i Ryan dodadzą klimatu temu "klasykowi". I to była jedna z pomyłek. Zresztą odważę się nawet stwierdzić, że ten film to jedna, wielka pomyłka. Zaczynamy od scenariusza. Żamojda spróbował zrobić polskie "Pulp Fiction". Zainspirowany chyba tym filmem postanowił połączyć wszystkie sceny w filmie w spójną całość. Muszę z przykrością przyznać: nie udało się! Teoretycznie coś tam się dzieje, jakaś historia jest, ale rządzi tutaj nieład. Nawet usnułem teorię, że reżyser prowadzi swoistą grę z widzem. Typowy odbiorca tego filmu musi się domyślać, co scena zmieni w filmie bądź nie zmieni. Bo po co normalnie skonstruować scenariusz, lepiej niech widz się głowi i w połowie filmu dojdzie do wniosku, że nic nie ma sensu. A jakże! No i dialogi. Mocne i męskie miały wypaść. Chyba lepszą konwersację prowadzą niemowlaki. Tutaj każdy gadał, co chciał i jak chciał. Zresztą było to spowodowane w pewnym stopniu fenomenalną grą prawie wszystkich aktorów, np. Max Ryan w pewnych momentach zdawało mi się, że chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Może trema przed polską widownią. No i na czym według mnie poległ Żamojda, to obsada. Po prostu sztucznością raziło niemiłosiernie. Zacznę od "kultowego" Siergieja, w którego wcielił się Max Ryan. Kolega grał mocnego gangstera, który za wszelką cenę chce przewieść z Polski tą "nieszczęsną" kokainę. Tyle mogę chyba o nim powiedzieć. Podłoże psychologiczne postaci jest chyba jednym z najgorszych w historii kina. Ale to nie tylko wina scenarzysty czy reżysera. To sam Ryan zawinił. Miałem wrażenie, że więcej uczuć na ekranie wyrazi manekin z wystawy niż on. Do tego te tępe dialogi. Max oby tak dalej. No i druga gwiazdka z importu − Olivier Gruner. Tutaj też miernie, minimalnie lepiej od Ryana, ale i tak tragicznie. Trudno określić, co on tam robił w tym filmie. Reżyser powierzył mu ważną misję: rozwalać każdego, kto stanie mu na drodze. Muszę go zapewnić, że zadanie spełnił, bo tylko na to go było stać. Teraz czas na Polską część, w której wielkim szokiem była dla mnie rola Englerta. No, ale zacznę od głównej bohaterki − Patrycji (Olga Bołądź). Sztuczna i nieprzekonująca. W sumie motyw zemsty niczym z filmu z Seagalem, ale troszeczkę inaczej to wyglądało. Chce zemścić się za śmierć swojego brata. Oczywiście za jego wąchanie kwiatów od spodu jest odpowiedzialny nie kto inny, jak kolega Ryana i Grunera po fachu - Pasza. No i oczywiście wpada w ręce Ryana, a uratować może ją tylko karykatura policjanta o imieniu Maksymilian (kolejny Max!). Moim zdaniem jej kariera się już skończyła i co najwyżej może ją rozwijać w takich serialach jak "M jak miłość" czy "Na Wspólnej". Teraz czas na osąd Cygara (Jerzy Trela). Wydaje się, że dobry polski aktor, a tu taki "kleks". No przepraszam bardzo, niby szef mafii, a przypomina jakiegoś kieszonkowca. Oczywiście wszystko dlatego, że zagrał słabo oraz dobrali mu świetne dialogi, w których to może popisać się wulgaryzmami. Może trochę się speszył przy naszych gwiazdach z zagranicy. No i ostatnia postać: Burzyński-Englert. W scenie, w której idzie do tego Apostoła czy jak mu tam i grozi bronią, udowodnił jak wybornie wyszła jego rola. W "Tele Tygodniu" sam aktor powiedział, że jego rola kryje w sobie pewien dramat. To chyba sam Englert przeżył dramat, grając w tym filmie. O reszcie nie wspominam, bo szkoda mi czasu. Najlepiej w filmie zagrał rolnik. Pojawił się może przez 15 sekund, a już przewyższył swoją "grą aktorską" wszystkich. Przednią zabawę miał chyba operator kamery. Bawił się nią jak małe dziecko swoją ulubioną zabaweczką. Chyba zapomniał, że to film się kręci. A montażysta skleja sceny, jak mu Żamojda zagra. Może powinien sam coś zrobić z tym. Myślę, że mógłby sam sklepać coś lepszego niż "kultowy" reżyser. Muzyka też taka sobie. Bardziej mi się śmiać chciało przy niej niż płakać. Może to drugie też, ale wtedy, gdy świetnie ją dopasowali do jakiejś scenki. Chyba mistrzostwem była wymiana "towarów" pomiędzy Siergiejem a naszym policjantem. Dialogi, gra aktorska przyprawiała o bóle głowy. No i to tylko zostało po tym filmie. Oczywiście pośmiałem się trochę z tego badziewia swoją drogą, ale było wiele scen, które były tak żałosne, że pozostawiłem je w milczeniu. Podsumowując, "Skorumpowani" Żamojdy to film dla nikogo. Nie wiadomo, co to jest. Ja to określę tak: głupi i pozbawiony sensu zlepek scen wzbogacony o mierną grę aktorską. I chyba nawet hasło mówi o wielkości tego dzieła. Niby tyczy się to naszej głównej bohaterki, ale do widza, który to właśnie ogląda, też. Po godzinie filmu może w naszych głowach pojawi się to hasło: "Widziałem chyba za dużo głupoty, muszę uciekać z kina".
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<a href="http://www.filmweb.pl/o391/Jaros%C5%82aw+%C5%BBamojda" class="n">Jarosław Żamojda</a> jest... czytaj więcej
Jarosław Leszcz

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones