Postać "natchnionego" inż. Nawrota była bardziej komiczna i groteskowa niźli podniosła (te podnoszenie głosu i przemowy...). Ina Benita zagrała chyba w tym "z marszu", wątpię w to, że latając z jednego studia do drugiego zauważyła, że w ogóle w tym zagrała... zresztą zagrała siebie i wypadła jak zwykle przeciętnie.
Wątek miłosny głównego bohatera z sekretarką Teresią był zupełnie bez sensu (jak zwykle w przedwojennym kinie), no i sceny Teresia & matka Nawrota były żenujące.
Z pozytywów- podobały mi się zdjęcia z pracy w kopalni, oraz drugoplanowa rola Kondrata. Oczywiście również zabawa "po śląsku" mi przypadła go gustu : ).
Film, którego mogłoby nie być, ode mnie trochę naciągnięte 5/10.
no rzeczywiście inżynier nie pasował na charyzmatycznego przywódcę ani tym bardziej na kogoś za kim by szalały kobiety (nawet przedwojenne :) jeden z bardziej ciężko strawnych filmów przedwojnia
Zgadzam się w stu procentach. Miałam spory problem z oglądaniem tego filmu - do połowy przypomina komedię romantyczną/melodramat, potem nagle bohaterka Iny Benity znika i nie wraca (w sumie to akurat plus), pojawia się za to typowy dramat, ale pozbawiony większych emocji. Scen z "rozmodloną" matką oraz sekretarką nie liczę, bo są po prostu nieciekawe i chyba tylko mają służyć za przerywnik scen w kopalni.